Leopolda Tyrmanda trzeba chociaż raz przeczytać.
To naprawdę wyjątkowy pisarz w polskim panteonie. Oryginalny, brutalny, bezkompromisowy, genialny obserwator rzeczywistości. Bez cenzury pokazuje to, co w człowieku najpiękniejsze, ale i najpodlejsze. Diamenty serc kształtują się w ogniu twardej powojennej rzeczywistości, a tytułowy Zły (Filip Merynos) buduje w Warszawie swoje przestępcze imperium. Jak to w Polsce, nie zabraknie ludzi mu sprzyjających, pragnących przy nim wyrosnąć na czołowych gangsterów Śródmieścia, ale na szczęście na drodze staną mu Ci dobrzy, i oficerowie milicji, i tajemniczy mściciel, i dziennikarze, i ktoś jeszcze.
Ogólnie to "Zły" to polska wersja "Peaky Blinders" i tak, tutaj też mężczyźni noszą żyletki w daszkach swoich czapek. Krew płynie gęsto, czasem bez okazji, a uliczne bójki kończą się ciężkimi uszkodzeniami ciała. Powojenna Polska i Warszawa odbudowują się, a w niej różne jednostki próbują odnaleźć swoje miejsce. Przemoc, korupcja, zło i głupota są tak powszechne, że aż męczą w pewnym momencie czytelnika, który chciałby przejść chociaż 10 strony bez takiego aktu. Ale się nie da. Takie są warszawskie realia tamtych czasów.
Ciekawym dodatkiem jest odtworzenie przez Tyrmanda w szczegółach warszawskiego życia i atmosfery miasta tamtych czasów. Pokazuje polskie elegantki i elegantów, którzy nieźle musieli się natrudzić, aby zdobyć oryginalne i szykowne elementy garderoby czy to z darów przysyłanych od krewnych z zagranicy, czy to kupionych na ciuchach na bazarze. Relacje damsko-męskie też są dość skomplikowane i namiętne. Widzimy również drużynę hokejową, związek ogródków działkowych, prezesów różnych spółdzielni, kelnerki w kawiarniach, jemy różne smakołyki i pijemy wódkę, oj, dużo wódki. Kradniemy również samochody przemycane z Egiptu. Stoimy w aptece w kolejce po lekarstwa. Nie ominie nas samochodowy pościg przez Warszawę, strzelaniny, egzekucje czy przemykanie pod przykrywką do organizacji przestępczej pewnego wyjątkowo dociekliwego dziennikarza. A to wszystko specyficzną gwarą i sposobem mówienia warszawiaków, i tych rodowitych, i napływowych.
Myślę, że dobrze zekranizowany Tyrmand mógłby przebić zasięgami popularności "Peaky Blinders". Polecam fanom tego rodzaju fikcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz