Dreszczowce są moim ulubionym gatunkiem i przeważnie po te książki sięgam, więc nic dziwnego, że do moich rąk w końcu trafiła książka jedna z mocniejszych - „Dziewczyna z sąsiedztwa” Jacka Ketchuma. Po recenzjach liczyłam na naprawdę intensywne emocje i się nie zawiodłam.
Powieść opowiada historię
znęcania się nad nastoletnią dziewczyną Meg przez ciotkę Ruth, która jej
nienawidziła i zachęcała każdego dzieciaka z osiedla, aby pomógł zamienić jej
życie w koszmar. Do patrzenia na okropieństwa, które w głównej mierze
robiła ta kobieta wraz ze swoimi synami. Młodzi chłopcy zachęcani do złego, tracili
wrażliwość i umiejętność odróżniania dobra od zła. Główny bohater mimo
otaczanego go mroku i przemocy zachowuje trzeźwy umysł, dzięki czemu po czasie
budzi się z tej psychozy, widząc, że dziewczyna dłużej może nie wytrzymać
krzywd fizycznych zadawanych jej bez przerwy. Lecz czy da radę pomóc Meg, aby wyrwała
się z koszmaru…
Książka ta wstrząsnęła mną, uświadamiając, że gatunek ludzki potrafi zachować się podle, gorzej niż najokrutniejsze zwierzę. Mogą krzywdzić bez mrugnięcia okiem oraz robić nieludzkie rzeczy, które nie przyśniłyby się nam w najgorszych koszmarach. Jeśli miałabym ją polecać, to tylko osobom o mocnych nerwach, ponieważ sceny pojawiające się w dziele Ketchuma mogą przyprawić o prawdziwe obrzydzenie oraz strach, jednocześnie zwracają uwagę na fakt, że nawet najbardziej niepozorne osoby mogą skrywać okropny sekret, tuż pod naszym nosem.
Wiktoria Będzimierowska